AALEME

Légionnaire toujours...

  • Plein écran
  • Ecran large
  • Ecran étroit
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size

2013




Legio Patria Nostra

Envoyer

"I choćbym szedł ciemną doliną niczego się nie ulęknę, bo to ja jestem najwiekszym skurw..... w tej dolinie"

https://www.kbmagazine.com/
 
Punktualnie o 10:00 w Quartier Vienot, kwaterze głównej Legii Cudzoziemskiej w Aubagne pod Marsylią zaczną się obchody 150 rocznicy bitwy pod Camerone. To najbardziej uroczyste święto tej formacji i jedyny dzień w roku podczas, którego cywile mogą wejść na teren koszar. Na placu defilad wielkości boiska piłkarskiego, pośrodku, którego stoi pomnik z brązu, przedstawiający kulę ziemską, otoczoną przez czterech legionistów w mundurach i z bronią z różnych epok, zostaną uroczyście odprawione warty. Później odznaczeni zostaną kombatanci i odbędzie się defilada zakończona pokazem musztry paradnej. To święte rytuały Légion Etrangère.

Czym jest Legia Cudzoziemska? Czym dla Legii jest bitwa pod Camerone? Czy legioniści to kryminaliści czy bogowie wojny? Czy jest coś takiego jak psychologia legionisty? Co o służbie w tej formacji mówi polskie prawo?

30 kwietnia 1863 roku sześćdziesięciu dwóch legionistów pod dowództwem kapitana Danjou przez jedenaście godzin odpierało ataki dwóch tysięcy meksykańskich żołnierzy na hacjendę Camerone. W walce zabili i ranili ponad trzystu z nich. Przeżyło tylko trzech legionistów. Otoczeni pod koniec dnia przez całą armię, bez amunicji z bagnetami na broni poddali się dopiero wtedy, gdy meksykański generał zgodził się na ich warunki! Pozwolił, im opatrzyć samym sobie rany i zachować broń. Uznał, że takim żołnierzom niczego się nie odmawia. Dzięki poświęceniu legionistów, armia francuska zdołała bezpiecznie dotrzeć na miejsce z konwojem ciężkich dział, które umożliwiły zdobywanie kolejnych miast. Cesarz Napoléon III po bitwie zadecydował, że nazwa Camerone będzie zapisana na sztandarach regimentów cudzoziemskich, a nazwiska oficerów, w tym kapitana Danjou zostaną wygrawerowane złotymi literami na ścianach Les Invalides w Paryżu. Trzydzieści lat później w miejscu bitwy pod Camerone wdzięczna Francja wzniosła na cześć legionistów monument, na którym umieszczono napis będący hołdem dla heroicznej postawy i niebywałej odwagi żołnierzy.

Legia powstała 9 marca 1831. Utworzono ją do ochrony francuskich terytoriów zamorskich. Jej żołnierze przez całą historię formacji byli wysyłani przez francuski rząd w najbardziej zapalne tereny świata. Brali udział w zmaganiach o strefy wpływów, reagowali na zamachy stanu i inne niepokoje polityczne, interweniowali w ramach francuskich misji NATO podczas wojen w Algierii, Wietnamie, Jugosławii, Somalii, Czadzie, Zairze, Kambodży, Rwandzie. Uczestniczyli w operacji "Pustynna Burza" i wojnie w Afganistanie. Do akcji zazwyczaj wysyłano żołnierzy z 2 Cudzoziemskiego Regimentu Powietrznodesantowego w Calvi na Korsyce (2REP) i 2 Cudzoziemskiego Regimentu Piechoty w Nîmes (2REI). Pierwsza z formacji jest uważana przez wielu za najbardziej elitarną jednostkę wojskową świata.

Jedną ze stron placu defilad w Aubagne wytycza mur Muzeum Legii z wygrawerowanym na nim napisem z brązu "Legio Patria Nostra". To hasło - Legia mą Ojczyzną - to klucz do zrozumienia legionisty. Legia wabiła i wabi nadal mężczyzn z całego świata. Przez dziesiątki lat istnienia formacji zmieniło się w niej praktycznie wszystko - mundury, broń, zasady szkolenia i liczebność oddziałów - poza dwiema rzeczami: powodami wstąpienia i honorem legionisty. Pierwszych jest tyle ilu jest wstępujących. Wspólny mianownik dla wszystkich to chęć całkowitej odmiany życia. Służba w Legii to obietnica lepszego i ciekawszego jutra. To szansa na zobaczenie świata, ucieczkę od codzienności, często biedy i braku perspektyw w rodzinnym kraju. Każdy ochotnik ma własne wyobrażenie Legii i każdy, inaczej potem odbiera rzeczywistość spotykającą go w koszarach i na misjach. Jedni się rozczarowują, dla innych te miejsca stają się domem na całe życie. Niezależnie od różnic każdy z żołnierzy Legii nosi w sobie dumę z lat spędzonych w tej formacji. Po zakończonym kontrakcie część z nich wraca do swoich krajów, inni rozpoczynają życie we Francji. Wszyscy wspominają Legię. Każdy na swój sposób. Legia to twardy czas, który zmienia charaktery. Wszystkie. Ci, którzy byli na wojennych misjach często niechętnie o tym opowiadają. Bo wojna nie kończy się nigdy dla kogoś, kto na niej był...

Jak zostać legionistą? To niełatwe. Każdego roku do punktów werbunkowych we Francji trafia około dziesięć tysięcy młodych ludzi - dostaje się grubo mniej niż tysiąc. Przyszły legionista musi być mężczyzną w wieku od 17 do 40 lat, posiadać dokument tożsamości, być bardzo sprawnym fizycznie i intelektualnie. Legia nie werbuje ludzi niezrównoważonych lub ściganych przez prawo za znaczące przestępstwa. Nie jest ważny dla niej stan cywilny – niezależnie czy rekrut jest kawalerem czy nie, kontrakt podpisuje jako wolny i pod innym nazwiskiem. Wszyscy chętni są przewożeni do Aubagne i poddawani są tam ostrej selekcji. Przechodzą testy psychologiczne, sportowe i wydolnościowe. Zalicza je jeden na dziesięciu, reszta odpada. Wybrańcy trafiają do Castelnaudary na tak zwaną farmę, gdzie czeka na nich prawdziwe piekło. Nie sposób opisać sekwencji ćwiczeń i zadań, którym są poddawani przyszli legioniści. O skali trudności niech świadczy fakt, że zdarza się, że po tygodniach treningu rekruci są wydalani z farmy za wyjadanie jedzenia psom z misek. Ciągły wysiłek fizyczny, żelazny rygor, zimno, brak snu i jedzenia to składowe elementy szkolenia. Całość kończy się Marszem Białego Kepi. Ten test to dwieście kilometrów w górach, z pełnym ekwipunkiem ważącym kilkadziesiąt kilogramów, który musi się zakończyć w ciągu czterech dni. Przebycie go jest równoznaczne z uroczystą przysięgą i otrzymaniem nakrycia głowy - białego kepi. Ta chwila pozostaje w każdym z legionistów na zawsze.

Po szkoleniu w Castelnaudary następuje kolejna selekcja. Na jej podstawie powstają listy przydziałów. Najlepsi mieć będą prawo wyboru swojej jednostki, w której spędzą najbliższe lata. Największą popularnością cieszy się wspomniany 2 Cudzoziemski Pułk Powietrznodesantowy (2REP) ulokowany w Calvi na Korsyce. To jednostka spadochroniarzy i strzelców wyborowych. Elita elit. Kluczem do otrzymania przydziału w tej formacji poza zespołem cech motorycznych jest odpowiedni profil psychologiczny. Legionista musi mieć profil superżołnierza. Prezentować odpowiednią mentalność, dyscyplinę, świadomość obowiązku i powagę misji. Jeżeli spadochroniarzowi z 2REP powie się, że ma nie spać trzy dni i obserwować jakieś miejsce, to przez trzy dni nie zaśnie oraz nie spuści z niego oka. Legia kształci poczucie samodyscypliny oraz umiejętność adaptacji do wszelkich warunków.

Skład narodowy obecnej Legii jest bardzo zmienny. W jej szeregach jest dzisiaj ponad 140 przedstawicieli różnych narodowości. Tym, niemniej skład ilościowy jest stały. W Legii służy 7699 żołnierzy w tym 413 oficerów, 1741 podoficerów i 5545 legionistów w 11 pułkach. W szeregach Legii we wszystkich wojnach, w których Francja brała udział do tej pory zginęło 35781 legionistów. Statystycznie 197 w każdym ze 181 lat istnienia formacji. Czyli średnio co drugi dzień.

Polacy stanowią w Legii drugą co do wielkości poza Francuzami grupę narodowościową. Nie jesteśmy lubiani, choć jesteśmy szanowani. Wzbudzamy respekt. Czasami strach. Ceni się nas za determinację i uwielbienie żołnierskiego życia. Jesteśmy bezkompromisowi. Często bywamy po służbie w polskim wojsku. Z reguły jesteśmy świetnie przygotowani do służby w miejscach, które świat ukradkiem chowa pod dywan.

Według szacunków MSW, w Polsce mieszka około tysiąca byłych żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Zgodnie z polskim prawem służba w obcej armii bez zgody Ministerstwa Obrony Narodowej jest przestępstwem, zagrożonym karą do pięciu lat więzienia. W ostatnich piętnastu latach polskie sądy garnizonowe wydały blisko setkę wyroków na legionistów. Obecnie każdego roku od kilkunastu do kilkudziesięciu osób występuje o wydanie zgody na odbycie służby wojskowej we francuskiej Legii Cudzoziemskiej. By taką zgodę otrzymać należy mieć uregulowany stosunek do służby wojskowej i nie posiadać przydziału kryzysowego. Służba za granicą o którą się wnioskuje nie może naruszać interesów Polski, nie może być zakazaną przez prawo międzynarodowe i nie może wpływać na zadania wykonywane przez Siły Zbrojne RP. Od 2006 roku do końca stycznia roku ubiegłego z wnioskiem o zgodę na służbę poza granicami Polski do Ministerstwa wystąpiło 190 osób. Prośby dotyczyły służby w kilku armiach - w tym amerykańskiej, niemieckiej, duńskiej. Zezwoleń wydano prawie 120. Najwięcej osób - 125 - chciało służyć w Legii Cudzoziemskiej.

Opinie o Legii i legionistach są skrajne. Jedni widzą w nich zaprogramowane maszyny do zabijania, inni profesjonalistów, wykonujących swoją pracę. To nie Legia wymyśliła wojny, to wojny stworzyły Legię. Legia widziała straszne rzeczy, ale też przez lata była miejscem romantycznej przygody. To jedyna armia na świecie, która potrafi dać schronienie każdemu. Trafiali do niej życiowi wykolejeńcy i niespokojne dusze. Ci, którzy narzekają dzisiaj, że ostatnie lata znacznie "zmiękczyły" Legię, że znika solidarność między żołnierzami i, że przydałaby się jakaś większa wojna, żeby "rozruszać ludzi" mają w niej swoje miejsce obok takich osób jak polski rzeźbiarz i malarz Xawery Dunikowski.
Legia potrafi być ojczyzną każdego, bo każdy kogo przyjęła do siebie może o niej powiedzieć Legio Patria Nostra.

Ces étrangers prêts à donner leurs vies pour la France.

Envoyer

J.-P. Fabre Bernadac, le 30 avril 2013

Aujourd’hui, les médias clament leur foi dans la nation recomposée grâce à l’apport des immigrés. Pourtant, jamais un mot n’est prononcé (si ce n’est pour les mépriser) sur ces étrangers devenus fils de France, non par le sang reçu, mais par le sang versé.

Il y a 150 ans, jour pour jour, une des pages de gloire les plus admirables de l’armée française se déroulait au Mexique. Le 30 avril 1863, une compagnie de Légion de 62 hommes et 3 officiers résiste à 2.000 cavaliers mexicains dans l’hacienda de Camerone pendant onze heures. Tous, reprenant le serment de leur chef, le capitaine Danjou, tombent plutôt que de se rendre. Après avoir tiré ses dernières cartouches, la poignée de survivants charge à la baïonnette pour aller au-devant de la mort. Trois seulement survivront, épargnés par le colonel mexicain Milan impressionné par tant de bravoure.

Depuis, tous les ans, partout dans le monde où se trouve un légionnaire, la Légion étrangère commémore ce fait d’armes par la lecture du récit de cette bataille.

Vague après vague, ces immigrés se battent avec honneur et fidélité pour la France et leurs officiers depuis plus de 180 ans.

Ils ne sont pas là pour le RSA, ils ne sont pas là comme clandestin pour trouver un petit boulot, ils ne sont pas là pour profiter du système, ils n’ont pas trois femmes et ne réclament pas, pour leurs enfants, de parler leurs langues natales dans les écoles. Ils sont là pour obéir, se battre et, si on leur en donne l’ordre, donner leur vie. Avec 20.000 morts, la Légion est le corps de l’armée française qui a donné le plus à notre patrie.

On devrait n’avoir que respect pour ces soldats à qui le général de Négrier, en 1884, lancera : « Légionnaires, vous êtes soldats pour mourir. Je vous envoie là où l’on meurt ! »

Pourtant, chaque fois qu’un crime se produit, dans lequel un légionnaire ou un ancien légionnaire est impliqué, les journalistes ne manquent pas de préciser avec délectation son corps d’origine. Ceci contraste avec les articles publiés lors de l’arrestation d’un jeune issu de l’immigration. Pour lui, on change le prénom en Alex ou Hugo sans préciser son origine mais en évoquant les circonstances atténuantes. Si un immigré est victime d’un meurtre, les quotidiens étalent en première page l’horreur du drame et les pleurs de la famille. Normal, me direz vous ! Mais alors pourquoi, lorsqu’il s’agit d’un simple légionnaire comme Harold Vormezeele tué dernièrement au Mali, un court article au fin fond des pages intérieures suffit ?

Il faut trois ans à un légionnaire pour demander sa naturalisation. N’importe quel étranger ayant vécu en France l’obtient en cinq ans. Deux petites années supplémentaires seulement…

Alors, quand cette année vous les verrez, le 14 juillet sur les Champs-Élysées, défiler au pas lent de la Légion en chantant « Le Boudin », n’oubliez pas qu’ils meurent pour que d’autres fils de France puissent vivre en paix depuis près de deux siècles. Et dites-vous que ces képis blancs, dignes et fiers, fidèles à leur pays d’adoption, sont toujours prêts à donner leur vie pour ce petit coin de terre que certains voudraient gommer de l’Histoire.


Anniversaire de Camerone, 30 avril 1944 – 30 avril 1863

Envoyer

Joyeux Camerone !

Envoyer

Secret défense

Mardi 30 Avril 2013 Jean-Dominique Merchet

La Légion étrangère et tous ses amis célèbrent aujourd'hui le 150e anniversaire des combats de Camerone.

Joyeux Camerone !
La Légion étrangère célèbre aujourd'hui le 150 ème anniversaire des combats de Camerone (Camaron), le 30 avril 1863, lors de la campagne du Mexique. Au fil des ans, cette date s'est imposée comme la fête de la Légion, qui réunit toute la famille légionnaire et ses amis. Cette année, à Aubagne, c'est le général Michel Guignon, ancien gouverneur militaire de Paris, qui portera la main de bois du capitaine Danjou, lors des cérémonies. Il sera accompagné de l'adjudant Berthold Vossler et du caporal-chef Sully Laplagne. Comme le veut la tradition, un texte est lu ce jour-là. Il commence par ses mots célèbres : "L'armée française assiegeait Puebla. La Légion avait pour mission..."
On lira le dernier numéro de Képi blanc, le mensuel de la Légion, et pour une bonne synthèse sur la bataille de Camerone, le livre d'André-Paul Comor, "Camerone", récemment paru aux éditions Tallandier. Un livre de la collection Bouquins "La Légion étrangère. Histoire et Dictionnaire" vient également de paraître, un ouvrage auquel nous consacrerons prochainement un post sur ce blog.

Mais en attendant, Joyeux Camerone à tous !

Prise d’armes de Camerone sous le signe du Mali au 2e REP de Calvi

Envoyer

Rédigé par Jean-Paul Lottier le Lundi 29 Avril 2013

De retour du Mali, aux ordres du colonel Benoît Desmeulles, le 2e Régiment étranger de parachutistes était pratiquement au complet ce lundi pour célébrer le 150e anniversaire du combat de Camerone. La cérémonie était présidée par le général de Brigade Patrice Paulet, commandant la 11e Brigade parachutiste, ancien du 2e REP de Calvi que les calvais ont toujours un immense plaisir à accueillir.

Prise d’armes de Camerone sous le signe du Mali au 2e REP de Calvi
A 17 heures très précises, avec un jour d’avance sur la date du 30 avril généralement choisie pour fêter le combat de Camerone, devant le régiment rassemblé, le colonel Benoît Desmeulles rendait les honneurs au drapeau du 2e REP avant de présenter le régiment aux autorités civiles et militaires.
Au premier rang on notait la présence de Ange Santini, maire de Calvi, Louis Le Franc, préfet de Haute-Corse qui à cette occasion faisait ses adieux à la Corse et plus particulièrement la Balagne qu’il appréciait, Jean-Toussaint Guglielmacci, adjoint au maire de Calvi, conseiller général de Calvi – Lumio.
Les compagnies présentes ont été engagées dans des missions aux Emirats Arabes Unis, au Gabon, en Centre Afrique, en Jordanie et bien entendu au Mali où le 2e REP a perdu un des siens, le sergent-chef Harold Vormezeele, âgé de 33 ans, mort au combat.
A souligner la présence de la musique de l’infanterie de Draguignan.
Dans l’ordre du jour N° 23, le général Paulet rappelait l’acte de courage des légionnaires lors du combat de Camerone, avant de souligner la fidélité à la parole donnée.
Notre grand ancien, le général Guignon sera demain à Aubagne pour porter la main du capitaine Danjou le long de la voie sacrée. Il sera accompagné d’un vieux compagnon d’armes à qui il doit la vie lors de combats en Algérie.
Cette cérémonie revêt un caractère particulier. Je retrouve le régiment de retour d’une opération majeure que vous avez mené de main de maître
."

"Vous avez fait ce que l'on attendait de vous"
Le général Paulet revenait ensuite sur l’engagement du régiment au Mali avec le saut sur Tombouctou et les combats dans l’opération Serval  au cours de laquelle le S/C Vormezeele a perdu la vie. Le général avait ensuite une pensée pour la famille.
Et poursuivait «  Je viens vous exprimer aujourd’hui toute ma reconnaissance. Vous pouvez être légitimement fiers du travail accompli. Oui soyez en fiers mais humbles à la fois. N’en tirez aucun orgueil, vous avez tout simplement fait ce que l’on attendait de vous ».
Au cœur de la voie sacrée, le général Paulet et le colonel Desmeulles procédaient  ensuite à une remise de décorations avant le traditionnel défilé suivi d’un pot d’honneur.
 
 

Pour ceux qui ont loupé l'émission...

Envoyer

Esprit de corps :

https://provence-alpes.france3.fr/emissions/doc-24-provence-alpes


Entretiens autour d'un film

Envoyer

Provence-Alpes

La diffusion d'Esprit de Corps est un événement sans précédent qui coïncide avec les 150 ans de la bataille de Camerone.


Par Pernette Zumthor  Publié le 18/04/2013

Le film fait l'objet d'une avant-première à Aubagne, terre d'accueil de la Légion étrangère.
A cette occasion, nous avons tendu notre micro à deux personnes, maillons essentiels dans la réalisation de ce film émouvant, Joëlle Stechel et Bruno Ledref.

Entretien avec Joëlle Stechel, réalisatrice du film

PZ – La famille Légion, c’est une réalité que l’on découvre au fil de ce film et qui vient battre en brèche les idées reçues répandues sur ce sujet. Au-delà de l’aspect commanditaire, qu’est-ce qui vous a séduit dans cette aventure d’Esprit de Corps ?

JS – Ce n’était pas un film de commande mais un projet personnel. J’ai entendu parler de cette institution par hasard, et j’y suis allée. J’y ai rencontré des gens qui m’ont intéressée et touchée en raison de leur parcours et parce qu’ils sont certainement les derniers représentants d’une certaine histoire; celle liée aux guerres coloniales auxquelles ils ont participé sans savoir clairement quels en étaient les enjeux, tout cela parce qu’un jour leur propre parcours a dérapé, ou parce que les aléas de l’histoire les ont contraints à s’engager. Ce qui m’a le plus émue, c’est lorsque j’ai obtenu de la légion les photos d’engagement des principaux protagonistes. Ils étaient d’une incroyable jeunesse pour la plupart; des gamins versés dans la tourmente de la guerre et qui, quelques semaines plus tôt, étaient encore sur les bancs du lycée, jouaient au foot, draguaient les filles….

PZ – Ces hommes que vous filmez qui, à l’instar d’Henri Charlier, se voyaient invincibles, rêvant à 18 ans d’un destin à la Gary Cooper, sont aujourd’hui vieillissants mais paisibles et dignes. Cependant peu d’entre eux évoquent une vie personnelle ou familiale. Pourquoi tant de pudeur ? Est-ce le carcan militaire qui les rend si discrets ou bien cela reflète-t-il peut-être une situation de solitude choisie ou non ?

JS – Plusieurs réponses à cela. Lorsque vous vous engagez dans la légion, vous devez être célibataire. Certains le sont restés, la vie de légionnaire, avec des missions qui durent parfois plusieurs années à l’étranger, n’est guère propice à la fondation d’une famille.
D’autres se sont mariés comme Jean-Louis Combat, après leur temps d’engagement et ont divorcé. D’autres enfin sont veufs comme Berthold Voessler et viennent finir leurs jours au milieu de leurs camarades plutot que de rester seuls.
Je les ai longuement interviewés sur le sujet de l’amour, de la famille et je comptais bien utiliser ces histoires dans le film mais 52 minutes , c’est très court et ça impose des choix! En ce qui concerne Henry Charlier , il a eu une étonnante « love affair », à 50 ans passés, avec une jeune fille de 23 ans. Il s’est marié avec elle et de leur union est née une fille, Marie-Astrid , qui sera présente à l’avant-première du film. Puis il a divorcé , se trouvant trop vieux pour satisfaire cette jeune femme et il est revenu à Puyloubier, où il l’avait d’ailleurs rencontrée un jour ou elle était venue visiter l’institution.

Il faut ajouter que ces légionnaires sont des cœurs tendres pour la plupart, prompts a s’enflammer pour une femme et à lui faire une cour assidue : j’ai ainsi recu moult textos de certains d’entre eux, me déclarant leur flamme… Une attitude assez compréhensible dans cet univers exclusivement masculin.

PZ – Dans le contexte d’un monde où l’on se gargarise du mot solidarité, on en voit ici une illustration très singulière et surtout entière. Est-ce que cela suscite en vous  une réflexion ?

JS – Je pense qu’outre l’aspect « morceaux d’histoire » que j’évoquais plus haut, c’est ce qui m’a le plus touchée dans ce lieu; on y accueille sans condition de ressources toute personne ayant servi la Légion et qui se retrouve dans le besoin, quel que soit ce besoin. C’est un exemple unique et dont les armées étrangères  (américaines, anglaises) sont venues s’inspirer pour leurs propres vétérans. Ces hommes, qui venaient de partout ont servi sous le drapeau français, ont risqué la mort, ont été blessés, traumatisés. Prendre soin d’eux , pour la légion, ce n’est que justice. D’autant que beaucoup d’entre eux , pour de multiples raisons, ne peuvent pas retourner dans leur pays d’origine et sont donc condamnés à une fin de vie souvent précaire et solitaire. Cet engagement de la légion vis-à-vis de ceux qui rejoignent ses rangs est tout sauf un vain mot. J’ai pu le constater concrètement au quotidien pendant toute la période du tournage, que ce soit les visites à un pensionnaire hospitalisé, l’aide matérielle à un pensionnaire qui a besoin par exemple d’aller visiter sa famille dans son pays d’origine à l’occasion d’un décès ou la simple entraide quotidienne entre pensionnaires eux-mêmes.

PZ – Le tournage s’est -il bien passé ? Est-ce que l’institution de Puyloubier qui, à bien des égards, ressemble à un monastère, est un lieu qui s’ouvre facilement sur l’extérieur?

JS – Il a fallu vaincre des peurs. Celle du voyeurisme, celle d’une possible gêne occasionnée aux pensionnaires, celles de la légion elle-même qui sait que chaque fois qu’on parle d’elle, c’est pour en donner une image dans laquelle elle ne se reconnait pas. Mais, très vite, les portes se sont ouvertes. Les pensionnaires, dont on m’avait dit qu’ils étaient mutiques, ne demandaient en fait qu’à parler, pour peu qu’on les écoute et qu’on prenne intérêt à ce qu’ils avaient envie de raconter.

Le film a pourtant mis 3 ans a aboutir car la personne qui avait signé le projet à France 3 a été muté, son remplaçant n’en voulait pas, etc. et du côté de la légion, deux généraux se sont succédés, qu’il a fallu successivement convaincre.

Entre temps, certains des pensionnaires que j’avais interviewés étaient morts ou n’étaient plus en état de participer au film.

Mais dès que nous avons commencé à tourner, le contact s’est fait avec l’équipe qui ne connaissait pas le lieu et qui a été totalement fascinée et à l’écoute des pensionnaires. De vrais liens se sont créés  également avec l’encadrement – l’adjudant-chef Steidle par exemple qui a ete un ouvre-portes des plus efficacies et des plus convaincants. Je pense que les pensionnaires ont apprécié aussi que nous passions par exemple la soirée de Noël avec eux  - même si cela n’apparait pas dans le film. Dommage! – comme le font les officiers de la légion,  la famille légion primant sur la famille personnelle.


Entretien avec Bruno Ledref, délégué régional  de France 3 Provence-Alpes 

 PZ - Qu'est ce qui vous a décidé, au delà de l'aspect "mission régionale" qui échoit à la chaîne, à soutenir le projet que portait Joëlle Stechel et son producteur Thierry Gautier ?

BL -Lorsque des documentaires s’intéressent à la Légion, ils le  font très souvent de la même manière : comment on entre à la légion, comment on y est formé, comment les légionnaires deviennent des soldats d’élite etc. 
Mais au fond les légionnaires sont aussi des hommes qui ont une autre vie que celle de l’armée et qui  vieillissent.
Je trouvais donc intéressant de s'attarder sur cet  aspect peu traité des retraités de la Légion. A cela s'ajoute une spécificité bien particulière à l'institution, c'est que, dès lors que l'on s'est engagé ne serait-ce que quelques jours, la Légion étrangère vous ouvre les portes de sa maison de retraite. S'y retrouvent donc des personnes que la vie pour diverses raisons, a livrées à la solitude, des personnes qui ont souvent des parcours très intéressants et cela fait le terreau d'un bon film.

Ensuite, il ya Joëlle Stechel la réalisatrice dont je connaissais le talent, la capacité à réaliser des entretiens très fouillés. Je savais qu'elle allait avec cette matière faire émerger l'humanité des personnages car finalement, au-delà du sujet "légion", ce sont des parcours humains que l'on voit dans ce film. Ils auraient pu être marins, pompiers ou maçons; ce qui nous importe c'est de traduire ce que les gens ont dans la tête.

PZ - En tant que délégué régional de France3 Provence-Alpes, comment envisagez-vous la coproduction en région ?

BL - Pour moi, le premier objectif à atteindre c'est de rencontrer notre public, donc faire des documentaires qui vont intéresser les gens d'ici.
Alors, bon, il n'y pas de martingale, pas de recette miracle, c'est une question d’expérience, mais aussi de chance.
Nous choisissons massivement des documentaires qui ont une résonance locale même si nombre d'entre eux, comme le film de Joëlle Stechel, feront également une "carrière" nationale. Il est évident que dans ce cas, la maison de retraite de la légion se trouvant à Puyloubier, le film a une filiation naturelle avec France 3 Provence-Alpes. Nous sommes souvent sollicités pour des documentaires traitants de grands thèmes de société mais ce n'est pas la présence, dans le scénario, de témoins ou personnages issus de notre région qui sera forcément déterminant.
Nous voulons aussi nous rapprocher de bassins où la population est moins importante, comme celui de nos départements des Alpes. A cet égard, nous avons coproduit, en 2012, un film de Stéphane Lebard consacré à la problématique du loup vécue de près par les "alpins" intitulé "Le loup dans la bergerie".


PZ - A combien se monte le nombre de films co produits en une saison ?

BL - On peut parler d'une dizaine de films par an, ce qui représente un inédit par mois à peu près, puisque nous n’en diffusons pas pendant la période estivale.

La médaille de la FSALE attribuée à l'adjudant chef Manfred Holzhauser.

Envoyer
27/04/2013

La médaille de la Fédération des Sociétés des Anciens de la Légion étrangère (FSALE) promotion Camerone 2013 a été attribuée à  l’adjudant-chef Manfred Holzhauser, président fondateur de l’amicale des anciens de la légion étrangère du quartier Général Rollet de Laudun L’Ardoise.

C’est au cours du repas organisé le mercredi 24 avril au mess du 1er REG que le  général Roland Petersheim, délégué régionale de la FSALE, chef de corps de l’ancien 6e Régiment Etranger de Génie de Laudun  du 19 juillet 1991 au 27 juillet 1993, a remis officiellement à l’adjudant-chef Manfred Holzhauser, président de l’Amicale  des Anciens de la Légion étrangère de Laudun, cette médaille au titre de la promotion du 150e anniversaire du combat de Camerone.

Cette cérémonie s’est déroulée en présence de nombreux membres de l’Amicale ainsi que de l’état-major du régiment.  

Le président  Manfred décoré par le général Petersheim.


Morandini Zap: Immersion au coeur de la Légion étrangère

Envoyer


Hier, le journal de 20h de France 2 s'est intéressé à la Légion étrangère. Pour cela, les journalistes ont suivi les entrainements de légionnaires venus du monde entier. 

Ces derniers ont passé une semaine dans la jungle guyanaise et ont participé à plusieurs épreuves d'effort dont certaines dans la boue. 

Regardez


Les Héros de Camerone

Envoyer
Les Héros de Camerone
 
Préface du lieutenant colonel (er) Antoine Marquet

Les Héros de Camerone
Le combat de Camerone vécu de l'intérieur…


ISBN : 978-2-35617-006-4
Illustration(s)  : 20
Format du livre  : 14 x 21 cm
Reliure  : Broché
Rayonnage  : Histoire

15 €

 Chaque année, le 30 avril, tous les légionnaires du monde, qu’ils soient en France ou en opération, célèbrent l’anniversaire du légendaire combat de Camerone, qui vit les Képis blancs se couvrir d’une gloire éternelle. C’est en effet le 30 avril 1863, pendant la campagne du Mexique, dans l’auberge de Camarón, que 65 légionnaires, sous les ordres du capitaine Danjou, tinrent tête à une armée mexicaine forte de plus de 2000 hommes. Au bout de onze heures d’une lutte sans merci, seuls cinq braves étaient encore debout. Les Mexicains, impressionnés par leur courage, leur accordèrent la vie sauve et leur laissèrent leurs armes.

Pour exemplaire qu’il soit, le récit de cette bataille homérique tel qu’il est dit à chaque anniversaire de Camerone reste un hymne lyrique mais abstrait : il y manquait jusque-là l’odeur de la poudre, de la sueur et du sang et l’épaisseur des hommes qui tombèrent ce jour-là pour la gloire de la Légion et des armes de la France.

C’est ce vide que vient combler ce livre. Grâce à Joaquin Mañes, ses recherches et son talent de conteur, nous suivons pas à pas, minute par minute, les légionnaires de la 3e compagnie du Capitaine Danjou jusqu’à leur sacrifice final. Avec Alonso, jeune asturien qui a quitté sa pauvre province natale pour chercher fortune sous le képi blanc, nous affrontons le soleil brûlant des Terres Chaudes mexicaines et les charges furieuses de la cavalerie ennemie. Nous plongeons dans le vacarme et la fureur des corps à corps, nous voyons nos camarades tomber un à un à nos côtés, nous formons le dernier carré et rendons notre dernier souffle dans la cour de l’hacienda dont le nom restera à tout jamais synonyme de sacrifice, de bravoure militaire et de respect de la parole donnée…

Au terme de ce récit haletant qui nous fait partager la vie et la mort de ces soldats d’hier qui pourraient être des héros d’aujourd’hui, on comprend mieux la Légion et la fascination qu’elle exerce sur tous les hommes épris d’aventure et de liberté.

Joaquin Mañes Postigo, né à Séville en 1959, est avocat de profession. Ses enquêtes historiques sur des événements hors du commun l’ont conduit à publier quatre livres outre celui-ci : Rêves de Conquête – Espagnols à Saïgon ; La Chimère d’un Royaume ; Espagnols dans la Légion étrangère française ; Soldats sans drapeau.  


Page 14 sur 28

Traduction

aa
 

Visiteurs

mod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_countermod_vvisit_counter
mod_vvisit_counterAujourd'hui1572
mod_vvisit_counterHier5466
mod_vvisit_counterCette semaine14886
mod_vvisit_counterSemaine dernière61927
mod_vvisit_counterCe mois56502
mod_vvisit_counterMois dernier189579
mod_vvisit_counterDepuis le 11/11/0920105417

Qui est en ligne ?

Nous avons 1139 invités en ligne

Statistiques

Membres : 17
Contenu : 14344
Affiche le nombre de clics des articles : 43026903
You are here BREVES 2013